Relanium
i
Wojtek
- Pani Ewo, nie wypiszę pani już ani jednej recepty na Relanium – powiedziała pani doktor z firmowego ambulatorium – nie może pani łykać tego leku non-stop, proszę, tu jest skierowanie do specjalisty.
Czytałam z niedowierzaniem i przerażeniem. Na
skierowaniu do Poradni Zdrowia Psychicznego pani doktor napisała w rozpoznaniu
- nerwica wegetatywna najwyższego stopnia, połączona ze stanem depresyjnym.
Godzinna rozmowa z psychologiem, młodą, ładną kobietą. Nie wszystko jej
powiedziałam. Wstydziłam się mówić o upokorzeniu w małżeństwie. Bałam się
usłyszeć, że moja zazdrość jest chorobliwa i nieuzasadniona. A potem wizyta u
psychiatry.
- Pani Ewo – spojrzenie czarnych, przenikliwych oczu pani doktor – mam tu opinię psychologa. No, cóż, postaram się wyciszyć pani system nerwowy. Proszę tu jest recepta na lekarstwa, tu napisałam pani sposób dawkowania. Wypisuję zwolnienie lekarskie z pracy na trzydzieści dni. Proszę zapisać się na następna wizytę za miesiąc. A depresja? Sama musi pani sobie z nią poradzić. Proszę zastanowić się, co lub kto jest w pani życiu najważniejszy. Do zobaczenia za miesiąc.
Kilka miesięcy temu zmieniłam pracę. Z duszą na ramieniu i L-4 w ręku poszłam do pokoju szefa. Opowiedziałam mu o wszystkim. Rozmawialiśmy długo.
- Nie przejmuj się pracą – powiedział ten groźnie wyglądający mężczyzna – damy sobie radę jakoś. Zdrowie jest najważniejsze. I zwołaj tutaj swoich budrysów.
Budrysi to kierowcy, którym szefowałam w pionie administracji. Usprawniłam pracę tego działu. Wprowadziłam żelazną dyscyplinę. A budrysi, mimo to - a może właśnie, dlatego - szanowali mnie i lubili. Nasz żandarm jest super – mówili – i do tego taki ładny.
- Pani Ewo – spojrzenie czarnych, przenikliwych oczu pani doktor – mam tu opinię psychologa. No, cóż, postaram się wyciszyć pani system nerwowy. Proszę tu jest recepta na lekarstwa, tu napisałam pani sposób dawkowania. Wypisuję zwolnienie lekarskie z pracy na trzydzieści dni. Proszę zapisać się na następna wizytę za miesiąc. A depresja? Sama musi pani sobie z nią poradzić. Proszę zastanowić się, co lub kto jest w pani życiu najważniejszy. Do zobaczenia za miesiąc.
Kilka miesięcy temu zmieniłam pracę. Z duszą na ramieniu i L-4 w ręku poszłam do pokoju szefa. Opowiedziałam mu o wszystkim. Rozmawialiśmy długo.
- Nie przejmuj się pracą – powiedział ten groźnie wyglądający mężczyzna – damy sobie radę jakoś. Zdrowie jest najważniejsze. I zwołaj tutaj swoich budrysów.
Budrysi to kierowcy, którym szefowałam w pionie administracji. Usprawniłam pracę tego działu. Wprowadziłam żelazną dyscyplinę. A budrysi, mimo to - a może właśnie, dlatego - szanowali mnie i lubili. Nasz żandarm jest super – mówili – i do tego taki ładny.
kwiecień,
2011
W tym czasie w moim życiu pojawił się Wojtek. Z tej samej
firmy. Przystojny, męski. Koledzy z działu nazwali go moim cieniem.
Było to miłe, ale pogrążona w swoim smutku nie przywiązywałam do tego żadnej
wagi. Polubiłam go za ciepłe spojrzenie, subtelność zachowania, sposób
traktowania. Znowu byłam kobietą i nagle znalazłam się w bajce, w historii rodem z Harlequina. Tak bardzo był mi potrzebny. I został w moim życiu na długie lata.
Spotykaliśmy się bardzo rzadko. Kilka razy w roku. Nikt o nas nie wiedział.
Był
jak łyk źródlanej wody.
Pierwszy miesiąc przespałam, z przerwami na
ugotowanie obiadu i odbiór małej z przedszkola, obwiniając siebie, że Adam przez moją chorobę ma teraz więcej obowiązków. Wywiązywał się z
nich bardzo dobrze. Sądziłam, że to dowód jego miłości. Po latach
dowiedziałam się, że to poczucie obowiązku i władzy nade mną, którą wtedy
poczuł. Taka cecha jego osobowości i charakteru. Nie miło to nic wspólnego z
miłością ani czułością.
W dalszym ciągu, mimo lekarstw, dopadały mnie znienacka stany lękowe. Skulona na kanapie, a nieraz w kącie, przykrywałam się kocem naciągniętym na głowę. Dzwoniłam do Adama i prosiłam, żeby przyjechał. Ale on nie miał czasu. Po kolejnej odmowie zadzwoniłam do Wojtka.
Był już u mnie kiedyś. Przyjechał niespodziewanie z olbrzymim bukietem tulipanów, gdy byłam na zwolnieniu lekarskim, opiekując się chorą Olą.
W dalszym ciągu, mimo lekarstw, dopadały mnie znienacka stany lękowe. Skulona na kanapie, a nieraz w kącie, przykrywałam się kocem naciągniętym na głowę. Dzwoniłam do Adama i prosiłam, żeby przyjechał. Ale on nie miał czasu. Po kolejnej odmowie zadzwoniłam do Wojtka.
Był już u mnie kiedyś. Przyjechał niespodziewanie z olbrzymim bukietem tulipanów, gdy byłam na zwolnieniu lekarskim, opiekując się chorą Olą.
Przed następną wizytą u psychiatry, przypomniałam sobie, że nie "odrobiłam" zadania domowego - kto i co jest najważniejsze w moim życiu. Wzięłam kartkę papieru z zeszytu, zatytułowałam RODZINA i długopisem podzieliłam ją na dwie pionowe części. W pierwszej części, szerokiej na jakieś cztery centymetry wpisałam MAMA, RODZEŃSTWO. Pozostałą część kartki przeznaczyłam na dwa imiona OLEŃKA, ADAM. Pokazałam moje dzieło pani doktor. Popatrzyła dłuższą chwilę i powiedziała, że kogoś tu brakuje. O kimś zapomniałam. Milczałyśmy długą chwilę. Zwiesiłam głowę. Pani doktor milcząc, podsunęła długopis. Czekała cierpliwie.
Z prawej strony kartki nakreśliłam trzecią pionową linię. W margines szerokości jednego centymetra wpisałam JA.
- Tylko
tyle miejsca – spojrzała pytająco – zostawia
pani dla siebie?
- Tak –
odpowiedziałam – oni są najważniejsi, ja dam sobie radę.
O czym szef rozmawiał z budrysami na tym spotkaniu dowiedziałam się po powrocie do pracy po trzymiesięcznej nieobecności. Powitali mnie kwiatami i uśmiechami. Szef zapytał jak się czuję, czy nadal zażywam lekarstwa, ugościł kawą i też wręczył kwiaty.
- Cieszę
się, że już jesteś – powiedział – budrysom powiedziałem wtedy, że jak któryś
cię zdenerwuje, to urwę mu łeb przy samej dupie. Teraz powtórzyłem to samo.
Taki był ten mężczyzna. Stanowczy. Używający
mocnych słów. Szorstki. A jednak opiekuńczy. Po prostu dorosły facet. Poznałam
jego żonę. Przyszła kiedyś do pracy. Szef był na przedłużającej się naradzie u
dyrektora. Zaparzyłam kawę i porozmawiałyśmy sobie. O dzieciach, o mężach też. Z
jej opowiadania wyszło, że jest dokładnie taki, jakim go odbierałam. A mieli
już za sobą ćwierć wieku wspólnego życia.
Copyright Ewa Malarska
Photos
1. Stella Im Hultberg - z cyklu SMUTNE KOBIETY
(www.pinterest.com)
2. Talantbek Chekirov - BALET ZMYSŁÓW
(www.ipaintingforsale.com)
3. DŁONIE
(zniewolonawolnoscia,blox.pl)
4. Paulina Wilk - SEN
(photo - www.touchofart.eu)
Photos
1. Stella Im Hultberg - z cyklu SMUTNE KOBIETY
(www.pinterest.com)
2. Talantbek Chekirov - BALET ZMYSŁÓW
(www.ipaintingforsale.com)
3. DŁONIE
(zniewolonawolnoscia,blox.pl)
4. Paulina Wilk - SEN
(photo - www.touchofart.eu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz