Translate

wtorek, 17 czerwca 2014

KADRY WSPOMNIEŃ (18) - Hierarchia wartości













Relanium
i
Wojtek






-  Pani Ewo, nie wypiszę pani już ani jednej recepty na Relanium – powiedziała pani doktor z firmowego ambulatorium –  nie może pani łykać tego leku non-stop, proszę, tu jest skierowanie do specjalisty.

Czytałam z niedowierzaniem i przerażeniem. Na skierowaniu do Poradni Zdrowia Psychicznego pani doktor napisała w rozpoznaniu - nerwica wegetatywna najwyższego stopnia, połączona ze stanem depresyjnym. Godzinna rozmowa z psychologiem, młodą, ładną kobietą. Nie wszystko jej powiedziałam. Wstydziłam się mówić o upokorzeniu w małżeństwie. Bałam się usłyszeć, że moja zazdrość jest chorobliwa i nieuzasadniona. A potem wizyta u psychiatry.
-  Pani Ewo – spojrzenie czarnych, przenikliwych oczu pani doktor – mam tu opinię psychologa. No, cóż, postaram się wyciszyć pani system nerwowy. Proszę tu jest recepta na lekarstwa, tu napisałam pani sposób dawkowania. Wypisuję zwolnienie lekarskie z pracy na trzydzieści dni. Proszę zapisać się na następna wizytę za miesiąc. A depresja? Sama musi pani sobie z nią poradzić. Proszę zastanowić się, co lub kto jest w pani życiu najważniejszy. Do zobaczenia za miesiąc.
Kilka miesięcy temu zmieniłam pracę. Z duszą na ramieniu i L-4 w ręku poszłam do pokoju szefa. Opowiedziałam mu o wszystkim. Rozmawialiśmy długo.
-  Nie przejmuj się pracą – powiedział ten groźnie wyglądający mężczyzna – damy sobie radę jakoś. Zdrowie jest najważniejsze. I zwołaj tutaj swoich budrysów.
Budrysi to kierowcy, którym szefowałam w pionie administracji. Usprawniłam pracę tego działu. Wprowadziłam żelazną dyscyplinę. A budrysi, mimo to - a może właśnie, dlatego - szanowali mnie i lubili. Nasz żandarm jest super – mówili – i do tego taki ładny. 





 
 kwiecień, 2011
W tym czasie w moim życiu pojawił się Wojtek. Z tej samej firmy. Przystojny, męski. Koledzy z działu nazwali go moim cieniem. Było to miłe, ale pogrążona w swoim smutku nie przywiązywałam do tego żadnej wagi. Polubiłam go za ciepłe spojrzenie, subtelność zachowania, sposób traktowania. Znowu byłam kobietą i nagle znalazłam się w bajce, w historii rodem z Harlequina. Tak bardzo był mi potrzebny. I został w moim życiu na długie lata. Spotykaliśmy się bardzo rzadko. Kilka razy w roku. Nikt o nas nie wiedział. 
Był jak łyk źródlanej wody. 






Pierwszy miesiąc przespałam, z przerwami na ugotowanie obiadu i odbiór małej z przedszkola, obwiniając siebie, że Adam przez moją chorobę ma teraz więcej obowiązków. Wywiązywał się z nich bardzo dobrze. Sądziłam, że to dowód jego miłości. Po latach dowiedziałam się, że to poczucie obowiązku i władzy nade mną, którą wtedy poczuł. Taka cecha jego osobowości i charakteru. Nie miło to nic wspólnego z miłością ani czułością.
W dalszym ciągu, mimo lekarstw, dopadały mnie znienacka stany lękowe. Skulona na kanapie, a nieraz w kącie, przykrywałam się kocem naciągniętym na głowę. Dzwoniłam do Adama i prosiłam, żeby przyjechał. Ale on nie miał czasu. Po kolejnej odmowie zadzwoniłam do Wojtka.
Był już u mnie kiedyś. Przyjechał niespodziewanie z olbrzymim bukietem tulipanów, gdy byłam na zwolnieniu lekarskim, opiekując się chorą Olą.


Teraz też pojawił się w ciągu kilkunastu minut. Zaparzył herbatę. Otulił kocem. Trzymał za rękę, aż usnęłam. O nic nie pytał. Następnego dnia zadzwonił i powiedział, że zawsze mogę na niego liczyć i on zawsze przyjedzie. Długa, szczera rozmowa bardzo nas zbliżyła. Nie próbował przytulać, całować. Po prostu był przy mnie z tą swoją czułą przyjaźnią, słuchał. Po raz pierwszy od dawna poczułam, jak moja umęczona dusza zaczyna tajać a obręcz na sercu rozluźnia mocny uchwyt. Nie powiedziałam nikomu o tych spotkaniach. Pierwszy raz zataiłam coś przed mężem.

Przed następną wizytą u psychiatry, przypomniałam sobie, że nie "odrobiłam" zadania domowego - kto i co jest najważniejsze w moim życiu. Wzięłam kartkę papieru z zeszytu, zatytułowałam RODZINA i długopisem podzieliłam ją na dwie pionowe części. W pierwszej części, szerokiej na jakieś cztery centymetry wpisałam MAMA, RODZEŃSTWO. Pozostałą część kartki przeznaczyłam na dwa imiona OLEŃKA, ADAM. Pokazałam moje dzieło pani doktor. Popatrzyła dłuższą chwilę i powiedziała, że kogoś tu brakuje. O kimś zapomniałam. Milczałyśmy długą chwilę. Zwiesiłam głowę. Pani doktor milcząc, podsunęła długopis. Czekała cierpliwie. 
Z prawej strony kartki nakreśliłam trzecią pionową linię. W margines szerokości jednego centymetra wpisałam JA. 
-  Tylko tyle miejsca –  spojrzała pytająco – zostawia pani dla siebie? 
-  Tak – odpowiedziałam – oni są najważniejsi, ja dam sobie radę.



  kwiecień, 2011
Chyba wtedy właśnie zaczął pojawiać się sen, który wracał do mnie bumerangiem przez długie lata. Obskurnym, brudnym pociągiem jechałam ciemną nocą  przez spopielały las, by nagle znaleźć się na wzgórzu. W dole rozpościerała się trawiasta dolina, świeciło słońce. W jego blasku skrzyło błękitnie ogromne jezioro. Wśród zieleni sosen stał domek o białych ścianach i metalowym, błyszczącym dachu. Wypełniało mnie uczucie radości i szczęścia. Zbiegałam ze wzgórza, otwierałam drzwi... a tam pajęczyny, kurz, połamane meble. Mrok. Nikogo. Zaczynałam sprzątać... i tu sen się urywał.




O czym szef rozmawiał z budrysami na tym spotkaniu dowiedziałam się po powrocie do pracy po trzymiesięcznej nieobecności. Powitali mnie kwiatami i uśmiechami. Szef zapytał jak się czuję, czy nadal zażywam lekarstwa, ugościł kawą i też wręczył kwiaty.
 -  Cieszę się, że już jesteś – powiedział – budrysom powiedziałem wtedy, że jak któryś cię zdenerwuje, to urwę mu łeb przy samej dupie. Teraz powtórzyłem to samo. 
Taki był ten mężczyzna. Stanowczy. Używający mocnych słów. Szorstki. A jednak opiekuńczy. Po prostu dorosły facet. Poznałam jego żonę. Przyszła kiedyś do pracy. Szef był na przedłużającej się naradzie u dyrektora. Zaparzyłam kawę i porozmawiałyśmy sobie. O dzieciach, o mężach też. Z jej opowiadania wyszło, że jest dokładnie taki, jakim go odbierałam. A mieli już za sobą ćwierć wieku wspólnego życia.



Copyright Ewa Malarska

Photos
1. Stella Im Hultberg - z cyklu SMUTNE KOBIETY
(www.pinterest.com)

2. Talantbek Chekirov - BALET ZMYSŁÓW
(www.ipaintingforsale.com)

3. DŁONIE
(zniewolonawolnoscia,blox.pl)

4. Paulina Wilk - SEN
(photo - www.touchofart.eu)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz