Translate

czwartek, 26 czerwca 2014

KADRY WSPOMNIEŃ (20) - Zmierzch













Choroby
Samochody
Celibat

HAREM



 
Od czasu pojawienia się w naszym życiu Ewy i zdiagnozowanej nerwicy, dopadały mnie różne dolegliwości. A to żołądek mnie bolał, a to miałam bóle w klatce piersiowej połączone z drętwieniem ręki. Zawroty głowy. Nawet pogotowie w nocy do mnie raz przyjechało.
-   Proszę nie wzywać pogotowia – pani doktor srogo upomniała Yetiego – przecież to zwykła nerwica.
Zrobiła mi zastrzyk z czegoś tam i pojechali. Wylatałam się od lekarza do lekarza. I przestałam latać. Byłam zdrowa jak rybka. Bóle psychosomatyczne. I tyle. Ale to, co zaczęło się ze mną dziać ze mną rok z kawałkiem po śmierci mamy! Już myślałam, że zejdę z tego świata. Potworne bóle brzucha, który rozrósł się do rozmiarów siedmiomiesięcznej ciąży, skończyły się operacją w szpitalu, gdzie pracował Tadzio. Obowiązywała wtedy rejonizacja i musiał użyć dużej siły przekonywania, żeby przyjął mnie właśnie ten szpital. Na Żelaznej. Ginekologiczno-Położniczy. Dzisiaj pod wezwaniem, czy tam imienia Świętej Zofii chyba. Trafiłam pod dobrą opiekę. Tadeusz był wtedy po drugim zawale i skupiał się wyłącznie na przyjmowaniu porodów. Operował mnie sam ordynator. Cysty na jajnikach. Stwierdzono, że skoro mam czterdzieści jeden lat, to nie będę już rodzić dzieci i nie bawiono się w jakieś wymyślne rozwiązania, lecz usunięto cysty wraz z jajnikami. Przy okazji wywalono mi też wyrostek robaczkowy, czyli ślepą kiszkę, mówiąc wprost. Była ta ślepa, nie dość, że ślepa, to i w stanie grożącym rozlaniem się i zapaleniem otrzewnej. Bóle powodowały skręcające się cysty na jajnikach i ociemniała. Pierwszy tydzień po operacji spędziłam w gorączce 39,9. Antybiotyk i glukoza. Na zmianę. Ordynator, przed obchodem jeszcze, raniutko wpadał do pokoju i przykładał mi głowę do brzucha. Sterczały z niego jakieś sączki. Znaczy z brzucha sterczały, nie z ordynatora. Po tygodniu gorączka spadła i dostałam do zjedzenia specjalność tego oddziału. Kleik na wodzie. Breja w apetycznym, brunatnym kolorze. O, matko kochana, jakie to były pyszności!

Trzy lata później w tym samym szpitalu ponownie operacja. Przez nieuwagę zostawiono mi kawałek jajnika i ten cholernik zaczął znowu się otorbiać. Tym razem operował mnie Tadeusz.
Muszę o nim opowiedzieć. Potężny, wielki facet. Przystojny. Rubaszny. Kochający życie. Taki w rodzaju – wino, kobiety i śpiew. Do tego świetny lekarz. Trzy specjalizacje. Ginekolog, chirurg i seksuolog. A nie! Cztery. Czwarta – położnik. Pacjentki uwielbiały go. Mówiliśmy sobie po imieniu. Ba! Nawet flirtowaliśmy.

Jego obecność podczas tej drugiej operacji to była gwarancja bezpieczeństwa.
-  No, Ewka – powiedział, obejmując mnie przy wejściu na salę operacyjną – nareszcie cię przerżnę i nic nie będziesz miała do gadania.
Powiedziałam, że rubaszny? Powiedziałam. Ale wtedy spędził w szpitalu dwie doby, zamieniając się dyżurami. Doglądał swoje chore, te które operował. Był delikatny i troskliwy. I żadnej gorączki nie miałam. Zarówno ja, jak i dwie pozostałe pacjentki. W momencie jego pojawienia się w sali chorych wracał nam dobry humor i odruchowo kładłyśmy ręce na szwach na brzuchach, tak potrafił nas rozśmieszyć. W dniu wyjścia ze szpitala przyjechali Yeti i Oleńka, śliczna szesnastolatka. Z wielkim bukietem kwiatów i koniakiem.
-  Podobna do tatusia – rozpromienił się na widok naszej córeńki – ale siusia, jak mamusia.
Kilka lat później został jej lekarzem.
-  Wiesz – mówił do Oleńki, już swojej pacjentki – twoja matka jest taka zarozumiała, bo została u mnie miss gabinetu, rozumiesz?
Prowadził jej ciążę. I dyrygował zdalnie porodem. Był już na emeryturze, po operacji serca. 

To jemu zwierzyłam się, że między mną i Yetim nie ma już zbliżeń od kilku lat. Seksuolog w końcu, nie? Wypytał szczegółowo, jak to wygląda od strony Yetiego, popatrzył na mnie dziwnie i powiedział, że jego zdaniem Yeti ma kochankę. Ale umówił nas na wizytę. Yeti się zgodził i nie poszedł.

Po śmierci żony, można powiedzieć, że Tadzio poprosił mnie o rękę w swoim stylu.
-  Ewka, weź rozwód – patrzył poważnie – jesteś jedyną kobietą, z którą chciałbym się ożenić i śmiało mogę powiedzieć – dorzucił po swojemu – że platonicznie znam cię z każdej strony.
Nie skorzystałam z tej oferty. Szkoda. Pożyłabym sobie w dobrobycie. A i chłop przystojny z niego był. Dziesięć lat temu umarł. Pokonał go kolejny zawał.

Odbiegłam ciutek od wątku o nazwie Mania. Firma, w której obydwoje pracowali splajtowała. Yeti wrócił do Instytut i zarabiał znowu mizernie. Do momentu, gdy załatwiłam mu pracę w nowo powstałej spółce. Z wysoką pensją. Zaczęło nam się  dobrze powodzić. 
To była chyba połowa lat dziewięćdziesiątych.
Pierwszy samochód. Kultowa Renówka Piątka. Renault 5. Czerwony, śliczny samochodzik. Swoje lata miała, ale nie osiągnęła jeszcze pełnoletności. Związek emocjonalny. Brakowało nam troszkę do kwoty żądanej przez właściciela tego cudeńka. I wtedy Yeti pożyczył brakującą kwotę w USD. Od Mańki, z którą ponoć nie miał już kontaktu. A ja nadal nic nie kojarzyłam. Mnie też, przecież, zdarzało się pożyczać pieniądze od kolegów. Wciąż byłam przekonana, że facet i kobitka myślą podobnie. Wiedza o inności tych istot, zwanych mężczyznami przyszła do mnie niedawno. Jakieś cztery lata temu. Naiwność? A może głupota?

No, tak… Nie należy mylić dobroci z głupotą, moje dziewczynki kochane. Oleńka tę wiedzę posiadła już dawno. Nie tylko o myleniu.

I tak oto Mania na dobre zagościła w naszym życiu. Bez mojej wiedzy i zgody. Bardzo zacieśniła stosunki z Yetim z chwilą poprawy naszej sytuacji finansowej. Mówiąc wprost, przeszła na nasze utrzymanie. Nie całkowite. Częściowe. Taka zapomoga. Albo barter. Bo, jak sama mi powiedziała, nie brała pieniędzy. Tak brzmiały jej pierwsze słowa, gdy przejechałam się po niej żołnierskim słowem, po wykryciu bilingów. Biling prawdę ci powie :)
Ułożyli sobie życie przyjemnościowo. Ona nie pracowała. On zaopatrywał ją przynajmniej raz w miesiącu w produkty żywnościowe, kosmetyczne, odzieżowe. Do tego urządzanie świąt. Wspólne wyjazdy na Mazury. Weekendy. Hotele. Wizyty u ich znajomych. Za wszystko płacił Yeti. Na moje pytanie, jak przedstawiał ją kolegom na Mazurach -  a część z nich znała mnie przecież - odpowiedział, że na przykład taki Zbyszek ma też nową żonę. O, matko kochana! Rozwiódł się ze mną, tylko zapomniał mi o tym powiedzieć!





Listopad, 2011

Właściwie, to powinnam podziękować tym… paniom za zaistnienie w naszym życiu. Doskonaliłam się dzięki nim w zawodzie żony. 
Yeti mówił – Ela wspaniale gotuje, a ja już zaczynałam się wspinać na kulinarne wyżyny; Hanka ma czyściutko w mieszkaniu, a ja już szorowałam, myłam, czyściłam. Mańka jest taka delikatna, a ja… No, tu już przesadziłabym mówiąc, że też starałam się jej dorównać. Jakbym była taka mdlejąca przy każdym podniesieniu głosu przez Yetiego, to popadłabym w stan permanentnej śpiączki. A ktoś musiał myśleć i działać w tej firmie, zwanej potocznie naszym małżeństwem.

Aha, żeby była „jasność w temacie” – te trzy panie nie były jedynym, za to stałym punktem w haremie mojego męża. Do tego dochodziła drobnica - co się nawinęło i było chętne i na drzewo nie uciekało. Nawet nie to, żeby jakoś specjaline uganiał się za tymi babami, albo starał o ich względy. Nie. Miał w sobie urok ogłupiający kobiety. A do tego, kurcze, nie potrafił mówić NIE.




Jeszcze wrócę do Renówki. Chciał ją sprzedać. W planie był drugi samochód. Ile ja musiałam go przekonywać, ile awantur przejść, żeby zgodził się nie sprzedawać, tylko dać Oleńce. Sporządziliśmy akt darowizny. I włożyliśmy pod choinkę. Samochód nie mieścił się przecież. Boże mój, ta radość w jej oczach! Najpierw niedowierzanie! A potem zaduszanie w uściskach! Kochała ten czerwony samochodzik miłością pierwszą i gorącą. A rozstanie było takie trudne! Chociaż szedł w dobre ręce jej brata, a mojego bratanka, syna Bohdana.

Potem mieliśmy jeszcze Nexię. Po kilku latach trzeci samochód – Citroen Xsara. I tym szafirowym pojazdem odjechał Yeti z mojego życia. A wjechał na rowerze, kurcze…





Listopad, 2011

Taki wierszyk przyszedł mi do głowy:

przyjechał starym rowerem
a odjechał Citroenem 
(też nie pierwszej młodości)




Copyright Ewa Malarska

Photos
Jerzy Pulchny - OSTY
Jerzy Pulchny - DRZEWA PRZY MURZE
(www.obrazy-meble.pl)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz