Translate

poniedziałek, 30 czerwca 2014

KADRY WSPOMNIEŃ (21) - Przed burzą













OLEŃKA 
JA
i YETI












W miarę upływu lat więzi między mną i Oleńką stawały się coraz silniejsze. Byłyśmy przyjaciółkami, z zachowaniem granicy matka – córka. Szanowałam to, że nie zwierza mi się ze wszystkiego. Rozumiałam, że więcej można powiedzieć koleżance niż matce. Ale kiedyś jej powiedziałam, że może zwierzyć mi się z każdego kłopotu, zasięgnąć mojej rady, gdy będzie dręczył ją jakiś problem. Powód? Jestem mądrzejsza od koleżanek. I kocham ją. Gdy widziałam, że nosi się jak kura z jajem z jakimś zgryzem, zapraszałam „na kanapę”. Oj, nie lubiła tego. I nie zawsze przychodziła.

Wtedy, pamiętam, siedziałam sobie na tej kanapie i robiłam sweterek na drutach. Ech, zrobiłam tych swetrów coś około setki. Za pieniądze. Jakoś musiałam ratować rodzinny budżet. A ówczesna moda nakazywała nosić duże swetrzyska. Z tych samych powodów przepisywałam na komputerze różne prace od dyplomowych po magisterskie a nawet doktoranckie. Znaczy, nie ze względu na swetrową modę, ale dla ratowania budżetu, przepisywałam:). Zapewne dlatego dzisiaj kręgosłup szyjny mam do wymiany. Lędźwiowy zresztą też. A całość trzyma się siłą woli właścicielki. Tak, więc pajtam tymi drutami sobie a tu moje dziecko już całkiem dorosłe, bo osiemnastoletnie, przynosi dwa kubki. Jeden z herbatą dla mnie, drugi z kawką dla siebie i zasiada obok. Oho, myślę sobie, coś jest grane. Odłożyłam druty. Ledwie wypiłam łyczek herbatki, a ona pyta mnie, co sądzę o zamieszkaniu z chłopakiem. U niego. Bez ślubu. Cud, że nie rozlałam tej herbatki. Z pustki w mojej głowie wypłynęło coś takiego:
-  Słoneczko moje, zrobisz jak będziesz chciała. Nie powiem TAK, ale też nie powiem NIE. Jeśli zakażę – możesz mieć żal. Bo mogło wam się udać. A ja nie pozwoliłam. Jeśli zaaprobuję, a wam nie wyjdzie, też możesz mieć żal, bo przecież jestem mądrzejsza i mogłam zakazać. To twoja decyzja. Cokolwiek zrobisz, zawsze będę stała tuż za tobą.  I wspierała. A moje zdanie? Kotku, jestem z innego pokolenia. Rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć, prawda?

Bardzo śmieszne! Przecież to moje pokolenie dokonało rewolucji seksualnej! A jak przyszło, co, do czego – czyli mojej córki – okazało się, że zasady mam takie bardziej przedwojenne.
-  Mamiku,  pokolenie, nie pokolenie – uparcie drążyła Ola – ale powiedz, co zrobiłabyś ty?
Ależ przyparła mnie do muru! Co mam jej powiedzieć? Myśli kłębiły mi się w głowie.
-  Wiesz co, córcia – znalazłam rozwiązanie – to chyba nie jest istotne, co ja zrobiłabym na twoim miejscu. Ty, to nie ja. To twoje decyzje, twoje wybory, twoje życie.. I chociaż bardzo chciałabym zaoszczędzić ci błędów i rozczarowań, nie przeżyję życia za ciebie.  Ja i ojciec mamy do ciebie pełne zaufanie.
-  No właśnie – westchnęło ciężko moje dziecko – to wasze zaufanie to taki hamulec, kurcze blade.
Nie przeprowadziła się do tego chłopaka. Po oświadczynach Marka, około pół roku przed ślubem, stopniowo zaczęła się przeprowadzać do niego. Najpierw weekendy, potem wspólny wyjazd na urlop. Kilka dni mieszkała z nim, kilka dni z nami. Szafa stawała się uboższa w ciuszki. Jej pokój coraz częściej zostawał bez lokatorki. No i nadszedł dzień, gdy zabrała resztę ciuchów i meble. A potem był piękny ślub. W kościele w Wilanowie. Yeti poprowadził ją do ołtarza. Podniósł welon, pocałował naszą córeczkę i oddał ją Markowi. Na dobre i na złe, że tak powiem patetycznie. 
Oraz serialowo :))




grudzień, 2011

Przypomniałam sobie o tym, jak zmieniły się stosunki między nami a młodymi małżonkami na początku ich wspólnego życia. Powiem bez ogródek, były trudne. Oleńka zmieniła się. Wyczuwałam w niej jakąś obcość, wręcz wrogość chwilami. I to adresowaną do mnie. Wyłącznie. Yetiego to ominęło. A on, jak zwykle, niczego nie dostrzegał. Mój, Boże, nie byłam doskonałą matką. Starałam się, ale ideałów nie ma.. I chyba wszystkie zadajemy sobie to pytanie – czy byłam dobrą matką? Wszystkie popełniamy błędy. Może przyszła pora, żebym zapłaciła za nie. Taka rodzaj pokuty.

Młodzi zaprosili nas do siebie na małe spotkanie. W ostatniej chwili pomyślałam, że zapakuję przygotowany już obiad. Zjemy razem. Będzie miło. I pojechaliśmy. Czekał na nas pięknie nakryty stół. Ciasto, kawa, herbata. Poszłam za Olą do kuchni. 
-  Córcia – zapytałam, wystawiając garnki – przywiozłam obiad, może zjemy, co?
-  Matka – padło ostro – przyjechałaś i już robisz zadymę? 
Ścisnęło mi się serce. Schowałam garnki z jedzeniem. W drodze powrotnej, w samochodzie rozpłakałam się. Opowiedziałam Yetiemu. Nie widział powodu do płaczu.
Takich sytuacji trzymania mnie na odległość trochę się zdarzyło. Po przyjściu na świat młodej, na przykład. Obydwoje trzymali i nas i Krystynę na odległość, co najmniej przez miesiąc. Akurat to rozumieliśmy. Zarazki, choroby. Ale chcieliśmy popatrzeć, chociaż z daleka, na to kochaństwo. Na tę maliznę słodką. Mała miała już kilka miesięcy. Przyjechały do mnie któregoś dnia. Oleńka pozwoliła mi zmienić pampersa. Przecież miałam się nią opiekować, a pampersy to dla mnie nowość. Oleńka wychowała się w pieluszkach tetrowych. 
-  Moje śliczne, moje maleństwo – gadałam do wnusi  - babcia zmieni ci pieluszkę.
-  To jest MOJE dziecko – usłyszałam  -  mamo, MOJE! 
Kurcze, przecież wiedziałam o tym. I nie uzurpowałam sobie prawa do małej. Po prostu kochałam.  Ale ścisnęło mi się serce. Co się dzieje z moją córeczką?

Sądzę, że Marek miał w tym swój udział. Może to typowe dla świeżych mężów. Obrona przed teściową? Zazdrość? Chęć władzy? Yeti z początku zachowywał się podobnie. 
Stosunek Marka do mnie zmienił się na wieść o wyczynach teścia. Nie znaczy to, że pokochał mnie miłością gwałtowną i niepowtarzalną. Ale zmieniło się na lepsze. I niech tak zostanie. Amen.
Dopóki Ola jest z nim szczęśliwa, to ja też jestem szczęśliwa. Jest świetnym ojcem. Może zbyt zachłannym na tę swoją córeczkę. Co to będzie, jak wokół niej zaczną kręcić się chłopcy? I taki pryszczaty, chociaż teraz to oni mają gładkie twarze, okaże się większym autorytetem aniżeli tatuś? Biedny Marek…
 



Przegapiłam moment, gdy Oleńka powiedziała pewnego razu, że powinnam odejść. Wziąć rozwód. Była już dorosła. Miała osiemnaście lat. Już nie musiałam ciągnąć tego quasi małżeństwa. Dostałam pozwolenie. Od córki. Nie skorzystałam z niego.
Nie mogłam jej wtedy tego zrobić. Yeti był i jest dobrym ojcem Chociaż z drugiej strony, gdyby był naprawdę takim dobrym ojcem, nie ukradłby własnej córce stu tysięcy złotych, nie zdradziłby jej matki. Zdradzając mnie, zdradził i ją. Naraził na cierpienie.

 grudzień, 2011
Pamiętam, jak rozstała się ze swoją pierwszą miłością. Oglądaliśmy z Yetim coś tam w telewizorze, gdy z pokoju Oleńki dobiegł do naszych uszu rozdzierający szloch. Wbiegłam. Siedziała na tapczaniku, głowę oparła na podciągniętych kolanach, obejmowała siebie ramionami, kiwając się, jak małe dziecko. Chciałam ją przytulić, ale odtrąciła mnie, wykrzykując gwałtownie - wyjdź stąd, natychmiast wyjdź stąd!! W progu stanął Yeti, wyciągnęła do niego ręce. Zamknął ją w ciasnym uścisku. Głaskał po włosach, coś szeptał. Wyszłam na palcach.
Jeszcze dzisiaj, gdy to piszę, serce ściska mi się na myśl, jak bardzo go kochała i jak bardzo ją skrzywdził. 


Niedawno powiedziałam jej, żeby nie myślała, że poświęciłam się dla niej. Kochałam jej ojca. Wciąż czekałam z nadzieją, że się zmieni. Jak czekają tysiące kobiet. Kobiet, kochających za bardzo. I niedostrzegających, że to już nie miłość a uzależnienie.
Ale o tym i o jeszcze wielu innych sprawach  napisałam w Rozmowach z Werą. Obejmują najczarniejsze lata pomiędzy październikiem dwa tysiące siódmego a wrześniem dwa tysiące dziewiątego roku. Powstały przed Wspomnieniami.
Zapytacie, moje słonka, dlaczego tak? Dlaczego narratorem jest Anna? A bohaterka ma na imię Wera? Tak było mi łatwiej opowiedzieć to wszystko. Dużo rozmawiałam w tamtym czasie z Justyną, Anną z Tarnowa i Aliną z Puław Wyżalałam się. Płakałyśmy razem. Pocieszały mnie. Podtrzymywały na duchu. Anna jest postacią fikcyjną. Rozmowy z nią są kompilacją tamtych rozmów. I tych trzech kobiet.


Z drugiej strony… toż nie mogłam sama sobą się zachwycać :))


Więcej możecie dowiedzieć się o mnie, moje dwie najważniejsze w życiu istotki, czytając felietony, opowiadania, wiersze*). Te ostatnie nazwałam wieszołkami. Śmiesznie, prawda?





Copyright Ewa Malarska


Zbigniew Tarczewski - PRZED BURZĄ
(photo - www.touchofart.eu)
 

__________

*) emalarska.blogspot.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz