Translate

środa, 9 lipca 2014

KADRY WSPOMNIEŃ (29) - Rodzinny album








 








 ALICJA










 czerwiec, 2012
Tak sobie pomyślałam, że piszą i piszę o sobie. O mojej najbliższej rodzinie. I trochę za mało tu o mojej siostrze i braciach. Wspominałam o nich, to prawda. Najwięcej o Bogusiu i Alicji. A gdzie o Stefanie? Jedna, czy dwie małe wzmianki. A o Jerzym, to tak bardziej ogólnikowo.

No dobrze, ogarnę się i zacznę przynudzać.

Po przejściu frontu i powrocie do Puław, mama znalazła w przydrożnym rowie kilka zniszczonych zdjęć rodzinnych. Te stare, czarno-białe zdjęcia mają swój urok. Nikt już dzisiaj nie robi takich, z takimi ozdobnymi, wyciętymi w ząbki obrzeżami. Z jednego z nich uśmiecha się Alicja. Nie, śmieje się pełną gębą! A zęby!!! O, matko kochana! Nawet teraz mogłaby reklamować wybielającą pastę. Ładna, szczuplutka kobietka o ślicznej figurce i pięknych nogach, wsparta na ramieniu bruneta o przystojnej, zachmurzonej twarzy. Franciszek, przyszły mąż.

Pierworodna moich starszych od urodzenia była ładna, grzeczna, pracowita, spokojna i cicha. Poważna. Opiekowała się trzema budrysami, którzy pojawili się w bardzo krótkich odstępach czasu. Dokładnie w ciągu sześciu lat. Pomagała mamie w domu. Nigdy nie usłyszałam od niej na temat Alicji złego słowa. Same superlatywy. Młodociani rodzice – siedemnastoletnia mama i dwudziestoletni ojciec. Biedni. Jak to wyglądało? Radzili sobie, jak umieli. Pamiętam opowieść mamy o tym, jak mała zachorowała na zapalenie oskrzeli. Odkasływała flegmę. A moja mama, chcąc zapobiec połknięciu tejże flegmy, czuwała i… nie pozwalała na to, przechwytując tę wydzielinę własnymi palcami w usteczkach Alicji. Namęczyły się obydwie, o matko! Młodociana mama wyobrażała sobie, że to świństwo wraca do… oskrzeli. W dodatku Alicja była niejadkiem.. Wyrosła na delikatną, wątłą, chorowitą nastolatkę. Często zapadała na zapalenie płuc. Ale dożyła do siedemdziesięciu czterech lat.

Bardzo szybko, z powodu tej urody, zaczęli zabiegać o jej względy chłopcy. Nadaremno. Tata stał na straży. Pierwszy konkurent oświadczył się o jej rękę, gdy miała piętnaście lat. Jak to przyjął nasz  ojciec?

-  Wiesz, co – powiedział kurtuazyjnie konkurentowi – słyszałem, że są ludzie, którzy uwielbiają ugotowany świński ryj, ja nie wyobrażam sobie, jak to można jeść, ale wolałbym ten ryj zjeść na surowo, niż oddać ci moją córkę.

Baaardzo śmieszne… Nie wiem, co na to konkurent, ale nie chciałabym być na jego miejscu. Oczywiście śliczna Kasia, po wyjściu konkurenta, nie omieszkała powiedzieć Piotrusiowi, co myśli na temat jego wystąpienia. Po czym nastąpiły ciche dni.           



Franciszek nie pochodził z Puław. Zakochał się w pięknej Alicji od pierwszego wejrzenia. Taki piorun sycylijski chyba go trafił. Alicja była ostrożna. Taka była w kwestii uczuć przez całe życie. Franciszek miał fach w ręku. Był stolarzem, miał złote ręce i dwadzieścia cztery lata. Zatem o siedem lat starszy od ukochanej. Poważny, młody człowiek. Ubrany według kanonów okupacyjnej mody. No i uchodził ją sobie, obiecując, że zrobi im piękne mebelki. W przededniu ślubu Alicja pobiegła do lasu po kwiatki na bukiecik do sukienki i przystrojenie stołu weselnego. Wróciła zamyślona i smutna.
-  Co ci jest ?– zatroskała się mama.
Sama nie wiem  – westchnęła moja siostra – chyba nie chcę wychodzić za mąż.
-  Dziecko – przeraziła się teściowa in spe – jutro ślub, jedzenie przygotowane, goście zaproszeni, bój się Boga...
-  Katarzyno, co się dzieje – do akcji wkroczył mój tata – o co chodzi? 
Alicja milczała. Mama opowiedziała, w czym rzecz.
-  Córcia – tata popatrzył na latorośl – nie chcesz, nie bierz tego ślubu…
-  Piotrusiu – przeraziła się mama – co ty mówisz, na miłość boską, goście, jedzenie…
-  Przyjęcie może się odbyć – powiedział beztrosko Piotruś – ale bez ślubu.
Po południu przyszedł Franciszek. Tak długo przekonywał narzeczoną, że kocha, że będzie im dobrze, że te mebelki piękne jej zrobi, aż moja siostra zmieniła zdanie. I ślub odbył się. W trakcie wesela, jeden z gości ze strony Franciszka gwałtownie poszukiwał świeżutkiej teściowej. A ona akurat stojąc przy kuchni, mieszała w ogromnym garze bigosik.
-  To jest teściowa? – zakrzyknął gromko na widok drobnej figurki – o, Boże mój, myślałem, że siostra panny młodej…
I złapał piękną Kasię pod pachy, unosząc ją do góry. Ona chciała się wyrwać i w rezultacie wylądowała rękami w bigosie. Dobrze, że lekko podgrzanym.
Była okupacja, godzina policyjna. Goście zostali ułożeni pokotem gdzie i na czym się dało. Państwo młodzi na stole. Uświadomienie mojej siostry przez mamę było żadne. Kiedyś tam podsłuchała rozmowy, z której wynikało, że jakaś znajoma spała z chłopem i teraz będzie miała dziecko. Franciszek okazał się być gościem z klasą i nie egzekwował swoich mężowskich praw na tym weselnym stole. Ale Alicja rano popadła w głębokie zamyślenie i doszła do wniosku, że teraz będzie z nią, jak z tą znajomą, co to spała z chłopem i teraz będzie mieć dziecko.
Zamieszkali w Kazimierzu Dolnym. Po kilku dniach rodzice pojechali w odwiedziny do młodych. Franciszek zasępiony siedział sam w domu. Alicję mama znalazła w ogrodzie. Leżała skulona na kocu, zapuchnięta od płaczu.
-  Córciu, co ci jest – przeraziła się mama – uderzył cię?
- Dlaczego mi nie powiedziałaś – krzyknęła gwałtownie Ala – dlaczego? To jest wstrętne!

Państwo młodzi wyjechali do rodziny Franciszka. Na południe Polski, daleko od Puław. Chyba Nisko nazywała się ta miejscowość. W każdym bądź razie w dawnej Galicji. A`propos tej Galicji. Alicja, chcąc dopiec mężowi, przezywała go galicjakiem. On odwdzięczają się, nazywał ją kongresówką.   W przepisowym terminie przyszedł na świat Jędrek. Olbrzym ważący prawie sześć kilogramów. Urodzony w czepku. Dosłownie.
Moja biedna siostra. Wyszła za mąż bez miłości. Nie podejrzewam Franciszka, żeby nie był  delikatny. Ale wyobrażam sobie, jaki to był szok dla niej. Uraz pozostał jej na całe życie. Nie rozumiała zakochanych kobiet. Nie mogła pojąć pożądania, tej więzi łączącej tak mocno mężczyznę i kobietę. Nigdy tego nie zaznała. Nie zaznała też biedy. Franciszek był zaradnym mężem. Po wyzwoleniu młodzi, już we troje wrócili do Puław. A po pierwszych kilku latach mieszkania z naszymi rodzicami, przenieśli się do Warszawy, gdzie kolejno postawili trzy domy. Ostatni w Aninie. Ten, w którym mieszkałam i ja przez pewien czas. Sześć lat po Jędrku na świat przyszła Zuzanna.

Franciszek przez długie lata kochał swoją piękną Alicję gorąco. Obsypywał prezentami i kwiatami bez żadnych okazji. Zawsze miał bilety na każdą premierę teatralną. Na koncerty. Wyjazdy nad morze, w góry – dwa, trzy razy w roku. Moja sikoreczka, tak się do niej zwracał. Ona traktowała go okropnie. Publicznie wykpiwała. Przykro było na to patrzeć. Ale była idealną żoną. Dbała o męża, o dom, o dzieci. Perfekcyjna pani domu. I opędzała się od męża, jakby był zadżumiony. Wydzielała mu siebie na talony. Tylko do niego tak się odnosiła. Bardzo kochała całą rodzinkę. Była szczodra, opiekuńcza. Dla każdego zawsze znalazło się u niej miejsce. Jeden warunek – nie można było się sprzeciwiać. Do niej należało ostatnie słowo. I zawsze musiała miała rację. No i przyszedł taki moment, że Franciszek odszedł do innej. Po prawie trzydziestu latach małżeństwa. Alicja nie potrafiła sobie z tym poradzić. Cierpiała jej ambicja. Ale przecież go nie kochała, budził w niej fizyczny wstręt. Powinna poczuć się wolna. Zamknęła się w tej swojej nienawiści. I to było jej nieszczęściem. Wpadła w depresję, która przeszła w paranoję. Chodziła do lekarza, kupowała te wszystkie lekarstwa. I nie zażywała ich. Nie dawała i nie chciała sobie pomóc. Do pewnego momentu.

Kilka lat po rozwodzie, Alicja spotkała kogoś. Mężczyznę. Starszego od niej o dwanaście lat. Z profesorskim tytułem. Tadeusz na wiadomość o jego wieku, zdenerwował się okropnie. Aha, zapomniałam powiedzieć, że był również lekarzem Alicji i Zuzanny. Miał, jak mówił, pełny przegląd rodzinny.
-  Jasna cholera – grzmiał donośnie – jej potrzebny jest chłop, żeby ją przycisnął porządnie,  a nie dziadek! W co ona się pakuje?!
Ale moja siostra nie zważała na to, ani na słowa mamy, że za stary dla niej ten amant i wyszła za niego za mąż. Była taka radosna. Z oczu zniknął smutek. Jaśniała. Teatr, kino znów stały się dla niej zwykłą rzeczą. Profesor tokował. Po ślubie, piechotką poszliśmy do restauracji Ambasador w Alejach Ujazdowskich. Była zima. Jędrek,  w rozpiętym kożuchu, pokrzykiwał radośnie i donośnie – mam nowego tatusia!

Alicja przeprowadziła się do nowego męża. Kurcze, nie pamiętam nawet, jak on miał na imię. Zdzisław chyba. Albo Zbyszek. Nieważne. Małżeństwo z panem Zdziśkiem czy Zbyszkiem trwało jakieś cztery miesiące. Alicja czuła się tam intruzem. Nie mogła zaprowadzić własnych porządków, co jest naturalnym odruchem każdej kobiety. Nawet pudełko na guziki musiało zostać w miejsce, gdzie postawiła je zmarła żona tego Z lub Z. Pokrzykiwał na moją siostrę, wyobrażacie to sobie? Na Alicję! O czułości, nocnych rozrywkach moja siostra mogła tylko pomarzyć. A ona, kurcze, chyba zakochała się w tym Z lub Z. I została sprowadzona do roli… Franciszka. Może inna poszłaby na taki układ. Ale nie ona. I dobrze! Zadzwoniła do Zuzanny i w ciągu jednego dnia wyprowadziła się od księcia profesora Z lub Z. Rozwód był formalnością. Właściwie od tej chwili  Zuzanna przejęła nad nią opiekę. Zamieniły się rolami. Alicja wróciła do stanu sprzed Z lub Z.

Zuzanna. Wysoka, smukła blondynka o niebieskich oczach i śniadej skórze. Z rysów twarzy podobna do matki. Pełna wdzięku i uroku, przyciągającego mężczyzn. Inteligentna. Jędrek miał taką samą kolorystykę. Po dziadku Piotrze, bo ich rodzice byli szatynami o ciemnych oczach.
Zuza ukończyła psychologię. I nie umiała poradzić sobie z własnym życiem. Zakochała się w starszym od siebie o siedem lat facecie. On pozwalał się kochać. Zostali małżeństwem. Urodziła się Natalia, niecałe cztery lata potem Karolek. A potem Zuza zginęła w wypadku. Dostali właśnie - po kilku latach mieszkania z Alicją, co nie było łatwe - własne mieszkanie. Zuza wysłała męża z córeczką w góry a sama została z Karolkiem i zajęła się urządzaniem tego nowego. Poprosiła ojca o pomoc i pojechali maluchem, żeby wymienić zamki, wymierzyć dokładnie – Franciszek był złotą rączką przecież. Nie wróciła już z tej podróży. Franciszek wylądował w szpitalu. Po dwóch tygodniach odzyskał przytomność. Nowa żona powiedziała mu, co się stało. Pozrywał z siebie te wszystkie rurki, wenflony. Nie chciał żyć. Ale żył i kulejąc przychodził na grób córki.

Natomiast Alicja nie podniosła się już. Za dużo, jak na jedną drobną kobietkę. Na jedno życie. Pomagałam, jak mogłam, zaniedbując Olę i Adama. Zakupy, wizyty u lekarza, dostarczanie zwolnień lekarskich i odbiór pensji w pracy Alicji. Bardzo szybko zapomniała o tej mojej pomocy. Taki miała charakter. Niełatwy. I pamiętała tylko niedobre wydarzenia. Paranoja poczyniła spustoszenie w jej psychice. Wszystkich dookoła podejrzewała o złą wolę w stosunku do niej. Tylko Jędrek i wnuki były jej radością. Miewała ataki agresji Nawet naszej mamy to nie ominęło. Zawsze były jak dwie przyjaciółki. Kochały się ogromnie. Alicja, najbogatsza z rodziny, pomagała mamie i tacie. Wspomagała ich a to pieniędzmi, a to szyciem ubrania dla mamy i dla mnie. Ale w chwili, gdy mamie potrzebna była opieka i pomoc, Alicja nie potrafiła jej tego dać. To mama poprosiła mnie, żeby mogła zamieszkać u nas, w naszym małym mieszkanku. Nie chciała być u Alicji, która mieszkała wtedy już sama.
-  Córciu – patrzyła prosząco – zabierz mnie do siebie, nie chcę być u Alicji, ona tak krzyczy na mnie, że nie dałam jej wykształcenia, że przeze wyszła za mąż i zmarnowała sobie życie, że włosy mi wypadają i musi sprzątać i jeszcze od rana włącza na cały regulator radio.
-  Dobrze, mamusiu – uśmiechnęłam się – będziesz u mnie.
-  Powiedziała, że mnie nienawidzi – wyszeptała za chwilę ledwo dosłyszalnie i otarła łzę.
Nie mogłam odmówić jej prośbie. Nie chciałam. A nienawiść Alicji objęła również mnie. I mnie obwiniała o niechęć mamy do zamieszkania w jej mieszkaniu. Całe dnie, od przejścia na emeryturę, spędzała przy grobie Zuzanny. Zaczęła niedomagać, serce biło jej coraz wolniej. Odmówiła wszczepienia rozrusznika. Nieprzytomną znalazł przy grobie córki jakiś pan. To było w sierpniu, w czasie mojej operacji guza mózgu. Od śmierci mamy nie utrzymywała ze mną kontaktu. Tak naprawdę tylko z Jerzym była bliżej. Zawsze był jej ukochanym bratem. W tym samym czasie obydwie leżałyśmy w tej samej klinice. Ona na neurologii, ja na neurochirurgii. Rodzinka nie zdradziła mi tego faktu w obawie o moje zdrowie. Alicja, częściowo sparaliżowana, wylądowała u Jędrka. Umarła samotnie w szpitalu, w grudniu dwa tysiące pierwszego roku. W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia.

Dogoniła swoją córeczkę. Są razem. Z mamą i tatą. Ze Stefanem. Z Weroniką. Ze wszystkimi, którzy odeszli.



 czerwiec, 2012
Ciekawa jestem, czy Katarzyna z Weroniką nadal prowadzą dyskusje na temat urody oraz innych zalet Alicji oraz moich wad:)))







Copyright Ewa Malarska

Joluga  -  RÓŻE
(www.talent.pl)






CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz