Translate

wtorek, 29 kwietnia 2014

TO (10) - Urodziny








-  Złotku – mama zajrzała do pokoju – w niedzielę, za dwa dni twoje urodziny, pamiętasz?
- Tak, mamuniu – odpowiedział – pamiętam.
-  Chcesz zaprosić kolegów? – podeszła bliżej – A może koleżanki z klasy?
-  Mamuś – złączył rączki na piersiach – mogę mieć prośbę?
-  Oczywiście, kochanie – pogłaskała go po czuprynie.
-  Bo widzisz, mamuniu – patrzył prosząco wielkimi oczyskami  – nie lubię tego hałasu, biegania. Czy mogłaby przyjechać tylko Bursztynka z rodzicami? Proszę.

-  Oj, ty mój  - mama uśmiechnęła się – lubisz ją, prawda? Już zaprosiłam.
Oczy zrobiły mu się jeszcze większe i chociaż to wydawało się niemożliwe, jeszcze bardziej indygo, jak niegdyś farbka do płukania bielizny. Zaiskrzyły radością. Podskoczył. Przytulił się mocno.

Pogoda była piękna, jak na zamówienie. Błękitne, majowe niebo. Białe, brzuchate chmurki. Słońce. Soczysta zieleń. Fioletowe i białe bzy. Stał przy oknie i wypatrywał gości. Przyjechali! Pobiegł do drzwi i otworzył, nie czekając na dzwonek. Bursztynowe, smutne oczy rozjaśniły się na jego widok. Tym razem ciemne włosy zaplecione w dwa warkocze. Dżinsowa spódnica i kurtka. Biała bluzka. Białe rajstopy i granatowe pantofelki. 

To zawirowało granatem, zazłociło.

-  Spójrzcie – powiedziała ciocia Zosia – ubrani niemal identycznie, tylko Michaś  ma spodnie, nawet koszulę ma białą.
Dżinsowy komplet był prezentem od rodziców na urodziny. Jeszcze zegarek. Taki prawdziwy, na rękę.

Czekał niecierpliwie na zakończenie powitań, składania życzeń, zdmuchiwania siedmiu świeczek na torcie, siedzenia przy stole. Ona była tuż obok Dwie pary wielkich oczu. Indygo i bursztyn z drobinami zatopionych zielonych wodorostów.

-  Mamo – zapytał, gdy dorośli już  pili kawę – czy możemy…
-   … pójść na spacer ? – dokończyła Bursztynka.
Spojrzał na nią zdziwiony. Przecież nie mówił o swoich planach.
-  Idźcie, idźcie – rodzice uśmiechali się życzliwie – tylko nie za daleko i nie wracajcie późno.

W pobliżu rozciągały się łąki i zarośla. Stare drzewa. Trzymali się za ręce. Schylali się nad źdźbłami trawy. Obejmowali pnie brzóz. A zaraz za sosnami,  na skraju lasu Złotek pokazał jej swoje sekretne miejsce. Polanę pełną białych zawilców i błękitnych przylaszczek.  
-  Jak tu pięknie – schylała się nad kwiatkami – spójrz, wyglądają, jak małe dzwoneczki…
-  Bursztynko – pogłaskał warkocz – nikomu tego miejsca nie pokazywałem.
-  Wiem – pocałowała go w policzek – wiem i bardzo chciałam tu przyjść.
Usiedli na trawie. Blisko siebie. Pachniało lasem i dymem z wypalanych traw. Nie mógł powstrzymać się od dotykania warkoczy. Ona uśmiechała się. Do nieba,  słońca, kwiatów.  I do niego.
-  Masz jeszcze coś – powiedziała nieoczekiwanie – i chcesz mi to pokazać.
-  Tak  - nawet nie był zdziwiony –  zamknij oczy.
Na wyciągniętej śniadej ręce położył błękitne szkiełko, znalezione kiedyś na przystanku tramwajowym przy ZOO.  Otworzyła oczy.
-  Śliczne –  przyglądała się uważnie  – wiesz, że to szkiełko ma taki kolor, jak twoje oczy?
-  Popatrzmy przez nie na słońce – powiedział – dobrze?
Szkiełko zaiskrzyło nagle gamą wszystkich odcieni granatu.


TO owinęło go przejrzystą niebieską mgłą, by na chwilę ogarnąć  Bursztynkę.

-  Co to było? – zapytała Bursztynowa  – dlaczego powiedziałeś cicho, ciii ?
-  To nie ja – dotknął jej ręki – kiedyś ci powiem. Ojejku - zerknął na zegarek - już późno! Musimy wracać do domu!

Słuchał jak ciocia Zosia ostrym głosem strofuje jego Bursztynkę  i widział, jak smutnieją wielkie oczy i pochyla się ciemna głowa. Poczuł, jak kiedyś w przedszkolu,  skrzącą zimno, granatową przestrzeń Tego.  Dobiegł go głos mamy.
-  Ależ, Zosiu – Malwina mówiła szybko, kładąc mu rękę na ramieniu – dajże spokój, Bursztynka pod jego opieką była bezpieczna.
Ciemnowłosa przytuliła się do taty i wychylając głowę zza jego ramienia uśmiechnęła się do Pazia. 

TO zafalowało przejrzyście, na chwilę rozdzieliło się  na dwie części.
Jedna spłynęła granatem na niego, a druga  na Bursztynkę. 
Złociście.



Copyright Ewa Malarska
(photo - alfadragons.my3gb.com)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz