Telefon był nowy, czerwony i wisiał na ścianie w kuchni.
Miał obrotową tarczę. Ten pierwszy nadal miał długi przewód i stał na swoim
miejscu w dużym pokoju. Teraz zmienił wygląd na płaskie pudełeczko Jasno-zielone.
Malwinę urzekł nazwą. Tulipan. No i tym,
że wystarczyło zawołać do męża lub synka – do ciebie, odbierz. Po czym odłożyć
słuchawkę. Kilka dni temu Karol sprawił synowi niespodziankę i monterzy zainstalowali
u Pazia trzeci aparat. Granatowy.
- Karolu – powiedziała Malwina, wchodząc do pokoju – rozmawiałam z Zosią.
- Taaak – odłożył gazetę – i co takiego nowego się wydarzyło?
- No widzisz – usiadła mu na kolanach – mamy taki plan.
- Już mam się bać? – tata roześmiał się, jednak w głosie miał leciutki niepokój.
- Karolu – powiedziała Malwina, wchodząc do pokoju – rozmawiałam z Zosią.
- Taaak – odłożył gazetę – i co takiego nowego się wydarzyło?
- No widzisz – usiadła mu na kolanach – mamy taki plan.
- Już mam się bać? – tata roześmiał się, jednak w głosie miał leciutki niepokój.
- Nie zaczynaj – pocałowała go w czoło – ciągle
sobie z nas żartujesz.
- Wiktorio – zapytała Zosia – coś ty napakowała do tej torby?!
- Nie wiedziałam – spłoszyła się – czy będziesz chciał, ot, tak wzięłam, zobacz.
- Będę chciał – uśmiechnął się – na pewno. Mięciutkie. Teraz?
Jasnowłosa uniosła spódniczkę. Przez cienkie rajstopy prześwitywały majtki w kwiatki.
- Bursztynko – szepnęła cichutko – teraz mam na imię Dobrusia.
- Ślicznie! – nie pytając o nic, zaklaskała w dłonie ciemnowłosa.
Skompletowali inne stroje.
- Ale fajnie – ucieszyła się Dobrusia – zanim wrócą rodzice, zdążymy przebrać się kilka razy!
- Pokaż się – ciemnowłosa obeszła ją dookoła – super wyglądasz i bardzo cię lubię, wiesz?
- Uchowaj Boże – błysk dobrotliwej ironii w
oczach – gdzieżbym śmiał, ale mów już, mów.
- Wiesz, że mamy
teraz – mama wstała – jedną wolną sobotę w miesiącu i tak się nam zgadało, że
dobrze by było pojechać na jakieś większe zakupy. Z Zosią nam się zgadało.
- Świetnie – sięgnął
po gazetę – jedźcie dziewczyny.
- Misiaczku –
ponownie usiadła mu na kolanach – chodzi o to, że jesteście nam potrzebni. Ty i Piotr.
Nie patrz tak, chodzi o samochód. Przynajmniej teraz, w zimie.
- A, tu cię mam – śmiał
się już na cały głos – stąd te czułości. Ech ty! Dobrze, dobrze umawiajcie się.
Rozumiem, że będziemy z Piotrem nie tylko kierowcami, bagażowymi również.
Złotek cichutko odłożył słuchawkę. Tata miał świetny
pomysł z tym aparatem u mnie – pomyślał. Trochę wstydził się, że podsłuchiwał
rozmowę mamy z ciocią Zosią. Ale miał nadzieję, ze dowie się czegoś o
Bursztynce. Może rodzice planują jakieś spotkanie? Fajnie by było. Znowu pobawią się razem. A on miał plan. Wszedł do jadalni, gdy
rodzice rozmawiali o nich. Tata pytał, czy dzieciaki też będą brały udział w
tych wolno-sobotnich eskapadach, bo może być trochę ciasno w jednym
samochodzie.
- Oj, żaden kłopot
– powiedziała mama – pojedziemy dwoma.
- Mamo – podszedł
do fotela, na którym siedzieli rodzice – jesteśmy już duzi, zostaniemy w domu i
będziemy się bawić, dobrze?
Karol i Malwina przez chwilę popatrzyli na siebie niepewnie i po
chwili wyrazili zgodę. Pobiegł jak strzała do siebie i wykręcił znany na pamięć
numer telefonu. Radość w głosie
Bursztynki mówiła wszystko.
- Wiktorio – zapytała Zosia – coś ty napakowała do tej torby?!
- Mamusiu –
bursztynowe oczy stały się jeszcze większe – trochę zabawek i ksiązki, te nasze
ulubione.
- Dobrze już,
dobrze – powiedziała, zakładając płaszcz – Piotr, pospiesz się.
Zostali sami. Podszedł bliziutko i pogłaskał czarne włosy.
Bursztynka szepnęła mu coś cichutko do ucha. Zaniebieściły granatowe oczy chłopczyka.
Z wielkiej torby wysypał się na tapczanik kolorowy stos dziewczęcych
ubranek. Spódniczki. Sukienki. Bluzki. Rajstopy.
- Bursztynko, co tu
jest?– zapytał Złotowłosy, zaglądając do małej, plastikowej torebki.- Nie wiedziałam – spłoszyła się – czy będziesz chciał, ot, tak wzięłam, zobacz.
- Będę chciał – uśmiechnął się – na pewno. Mięciutkie. Teraz?
Nie czekając na odpowiedź jednocześnie zaczęli zdejmować
ubranka. Za chwilę stały naprzeciwko siebie dwie dziewczynki. Blondynka i
czarnowłosa. Pierwsza ubrana w białe rajstopki, spódniczkę w szkocką kolorową
kratę i niebieską bluzkę. Druga - w krótką dżinsową spódniczkę,
bawełniany T-shirt w kwiatki i dżinsową kamizelkę. Stroju dopełniały
czerwone rajstopki.
- Pokaż – poprosiła
Bursztynka i zapytała – masz to pod
rajstopkami?Jasnowłosa uniosła spódniczkę. Przez cienkie rajstopy prześwitywały majtki w kwiatki.
- Bursztynko – szepnęła cichutko – teraz mam na imię Dobrusia.
- Ślicznie! – nie pytając o nic, zaklaskała w dłonie ciemnowłosa.
Skompletowali inne stroje.
- Ale fajnie – ucieszyła się Dobrusia – zanim wrócą rodzice, zdążymy przebrać się kilka razy!
Wspaniale się czuł w miękkich ubrankach. Jakby wróciły
tamte dni, gdy mama ubierała go w taki właśnie sposób.
- Pokaż się – ciemnowłosa obeszła ją dookoła – super wyglądasz i bardzo cię lubię, wiesz?
- Ja ciebie też – uśmiechnęła się – pobawimy
się lalkami?
Lalki rozmawiały ich głosami. W malutkich filiżankach piły kawę i jadły ciastka. Dziewczynki zmieniały im ubranka. Jedna szła na spacer, gdy druga gotowała obiad. Usypiały je kolejno. I budziły.
TO pojawiło się nagle przy ostatnim przebieraniu w letnie falbaniaste sukieneczki. Przez chwilkę zaniebieściało, zafalowało przejrzyście, rozbłysło złotymi promykami.
Lalki rozmawiały ich głosami. W malutkich filiżankach piły kawę i jadły ciastka. Dziewczynki zmieniały im ubranka. Jedna szła na spacer, gdy druga gotowała obiad. Usypiały je kolejno. I budziły.
TO pojawiło się nagle przy ostatnim przebieraniu w letnie falbaniaste sukieneczki. Przez chwilkę zaniebieściało, zafalowało przejrzyście, rozbłysło złotymi promykami.
- Znowu przyszło?– zapytała.
- To ty wiesz? – zdziwił się.
- Tak, wiem – pokiwała głowką – to znaczy, tak mi się wydaje, że wiem. Bo ja słyszę twoje myśli.
- Wiem – powiedział i jak zwykle dorzucił pytająco – wierzysz mi, prawda?
- Zawsze ci wierzyłam – pocałowała go w policzek.
- Jesteś głodna? – zapytał – mama zostawiła nam zupę w termosie.
Po obiedzie Bursztynka pozmywała. Dobrusia wytarła talerze. Poukładały lalki. Przykryły się miękkim pledem i usnęły.
Rodzice wrócili późnym popołudniem. Dzieciaki siedziały na tapczanie w pokoju Złotka. On w rajtuzkach i długiej bluzie, czytał na głos. Ona w dżinsowych spodniach i luźnej bluzie z kapturem, opierała głowę o jego ramię.
- Paziku – szepnęła – może...
- Tak – odłożył książkę – w każdą taką sobotę, to będzie nasza tajemnica.
Nie wiedział, dlaczego rzuca ukradkowe spojrzenia na dziewczynkę. Dotyka włosów. Głaszcze po odsłoniętych plecach. Pomaga wciągać rajstopki. A najbardziej podobała mu się, gdy stała nago.
Wiki.
Jego Bursztynka.
Siostrzyczka i nie siostrzyczka.
Najważniejsze, że była.
W przedpokoju przycupnęła torba. Starannie zamknięty zamek strzegł sekretu małych przyjaciół.
Copyright Ewa Malarska
(photo - alfadragons.my3gb.com)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz