Translate

wtorek, 29 kwietnia 2014

TO (8) - Wolna sobota








Telefon był nowy, czerwony i wisiał na ścianie w kuchni. Miał obrotową tarczę. Ten pierwszy nadal miał długi przewód i stał na swoim miejscu w dużym pokoju. Teraz zmienił wygląd na płaskie pudełeczko Jasno-zielone. Malwinę urzekł nazwą. Tulipan.  No i tym, że wystarczyło zawołać do męża lub synka – do ciebie, odbierz. Po czym odłożyć słuchawkę. Kilka dni temu Karol sprawił synowi niespodziankę i monterzy zainstalowali u Pazia trzeci aparat. Granatowy.
- Karolu – powiedziała Malwina, wchodząc do pokoju – rozmawiałam z Zosią.
-  Taaak – odłożył gazetę – i co takiego nowego się wydarzyło?
-  No widzisz – usiadła mu na kolanach – mamy taki plan.
-  Już mam się bać? – tata roześmiał się, jednak w głosie miał leciutki niepokój.
-  Nie zaczynaj – pocałowała go w czoło – ciągle sobie z nas żartujesz.
-  Uchowaj Boże – błysk dobrotliwej ironii w oczach – gdzieżbym śmiał, ale mów już, mów.
- Wiesz, że mamy teraz – mama wstała – jedną wolną sobotę w miesiącu i tak się nam zgadało, że dobrze by było pojechać na jakieś większe zakupy.  Z Zosią nam się zgadało.
-  Świetnie – sięgnął po gazetę – jedźcie dziewczyny.
-  Misiaczku – ponownie usiadła mu na kolanach – chodzi o to, że jesteście nam potrzebni.  Ty i Piotr.  Nie patrz tak, chodzi o samochód. Przynajmniej teraz, w zimie.
- A, tu cię mam – śmiał się już na cały głos – stąd te czułości. Ech ty! Dobrze, dobrze umawiajcie się. Rozumiem, że będziemy z Piotrem nie tylko kierowcami, bagażowymi również.


Złotek cichutko odłożył słuchawkę. Tata miał świetny pomysł z tym aparatem u mnie – pomyślał. Trochę wstydził się, że podsłuchiwał rozmowę mamy z ciocią Zosią. Ale miał nadzieję, ze dowie się czegoś o Bursztynce. Może rodzice planują jakieś spotkanie? Fajnie by było.  Znowu pobawią się razem.  A on miał plan. Wszedł do jadalni, gdy rodzice rozmawiali o nich. Tata pytał, czy dzieciaki też będą brały udział w tych wolno-sobotnich eskapadach, bo może być trochę ciasno w jednym samochodzie.
-  Oj, żaden kłopot – powiedziała mama – pojedziemy dwoma.
-  Mamo – podszedł do fotela, na którym siedzieli rodzice – jesteśmy już duzi, zostaniemy w domu i będziemy się bawić, dobrze?
Karol i Malwina przez chwilę popatrzyli na siebie niepewnie i po chwili wyrazili zgodę. Pobiegł jak strzała do siebie i wykręcił znany na pamięć numer telefonu.  Radość w głosie Bursztynki mówiła wszystko.

-  Wiktorio – zapytała Zosia – coś ty napakowała do tej torby?!
-  Mamusiu – bursztynowe oczy stały się jeszcze większe – trochę zabawek i ksiązki, te nasze ulubione.
-  Dobrze już, dobrze – powiedziała, zakładając płaszcz – Piotr, pospiesz się.


Zostali sami. Podszedł bliziutko i pogłaskał czarne włosy. Bursztynka szepnęła mu coś cichutko do ucha. Zaniebieściły granatowe oczy chłopczyka.
Z wielkiej torby wysypał się na tapczanik kolorowy stos dziewczęcych ubranek. Spódniczki. Sukienki. Bluzki. Rajstopy.
-  Bursztynko, co tu jest?– zapytał Złotowłosy, zaglądając do małej, plastikowej torebki.
-  Nie wiedziałam – spłoszyła się – czy będziesz chciał, ot, tak wzięłam, zobacz.
-  Będę chciał – uśmiechnął się – na pewno.  Mięciutkie. Teraz?
Nie czekając na odpowiedź jednocześnie zaczęli zdejmować ubranka. Za chwilę stały naprzeciwko siebie dwie dziewczynki. Blondynka i czarnowłosa. Pierwsza ubrana w białe rajstopki, spódniczkę w szkocką kolorową kratę i niebieską bluzkę. Druga - w krótką dżinsową spódniczkę, bawełniany T-shirt w kwiatki i dżinsową kamizelkę. Stroju dopełniały czerwone rajstopki.
-  Pokaż – poprosiła Bursztynka i zapytała – masz to pod rajstopkami?
Jasnowłosa uniosła spódniczkę. Przez cienkie rajstopy prześwitywały majtki w kwiatki.
-  Bursztynko – szepnęła cichutko – teraz mam na imię Dobrusia.
-  Ślicznie! – nie pytając o nic, zaklaskała w dłonie ciemnowłosa.
Skompletowali inne stroje.
-  Ale fajnie – ucieszyła się Dobrusia – zanim wrócą rodzice, zdążymy przebrać się kilka razy!


Wspaniale się czuł w miękkich ubrankach. Jakby wróciły tamte dni, gdy mama ubierała go w taki właśnie sposób.

-  Pokaż się – ciemnowłosa obeszła ją dookoła – super wyglądasz i bardzo cię lubię, wiesz?
-  Ja ciebie też – uśmiechnęła się – pobawimy się lalkami?
Lalki rozmawiały ich głosami. W malutkich filiżankach piły kawę i jadły ciastka. Dziewczynki zmieniały im ubranka. Jedna szła na spacer, gdy druga gotowała obiad. Usypiały je kolejno. I budziły. 

TO pojawiło się nagle przy ostatnim przebieraniu w letnie falbaniaste sukieneczki. Przez chwilkę zaniebieściało, zafalowało przejrzyście, rozbłysło złotymi promykami.

-  Znowu przyszło?– zapytała.
-  To ty wiesz? – zdziwił się.
-  Tak, wiem – pokiwała głowką – to znaczy, tak mi się wydaje, że wiem. Bo ja słyszę twoje myśli.
-  Wiem – powiedział i jak zwykle dorzucił pytająco – wierzysz mi, prawda?
-  Zawsze ci wierzyłam – pocałowała go w policzek.
- Jesteś głodna? – zapytał – mama zostawiła nam zupę w termosie.
Po obiedzie Bursztynka pozmywała. Dobrusia wytarła talerze. Poukładały lalki. Przykryły się miękkim pledem i usnęły.

Rodzice wrócili późnym popołudniem. Dzieciaki siedziały na tapczanie w pokoju Złotka. On w rajtuzkach i długiej bluzie, czytał na głos. Ona w dżinsowych spodniach i luźnej bluzie z kapturem, opierała głowę o jego ramię.   
-   Paziku – szepnęła – może...
-  Tak – odłożył książkę – w każdą taką sobotę, to będzie nasza tajemnica.


Nie wiedział, dlaczego rzuca ukradkowe spojrzenia na dziewczynkę. Dotyka włosów. Głaszcze po odsłoniętych plecach. Pomaga wciągać rajstopki. A najbardziej podobała mu się, gdy stała nago.


Wiki.
Jego Bursztynka.
Siostrzyczka i nie siostrzyczka.
Najważniejsze, że była.



W przedpokoju przycupnęła torba. Starannie zamknięty zamek strzegł sekretu małych przyjaciół.



Copyright Ewa Malarska
(photo - alfadragons.my3gb.com)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz