JESZCZE TROCHĘ
o OLEŃCE
Szkołę podstawową i Liceum Żmichowskiej
na Klonowej Oleńka przeszła śpiewająco. Tak naprawdę nigdy nie mieliśmy z nią
żadnych problemów. Okres buntu, burzy hormonów, tego całego dorastania minął
spokojnie. Nawet wypryski nie psuły jej nieskazitelnej cery. Matura świetnie.
Na studia dostała się bez problemu. No i zaczęło się to, czego obawiałam się
cały czas. Dotychczas spotykała się z chłopakami, ale „swojego” nie miała. Owszem,
jakieś spotkania w większym gronie. Wypady poza miasto. I tyle. Ale za to
teraz! O, matko kochana!
Najpiękniejsza na roku. Tak twierdzili jej stali
adoratorzy w liczbie czterech, nazywani przez kolegów studentów - trzej muszkieterowie i D`Artagnan. Nawet
nazywano ich piątkę - Ola i jej czterej muszkieterowie. Umawiali się prawie
zawsze w piątkę, bo panowie nie spuszczali siebie z oczu. Wpadali do naszego
niewielkiego mieszkania, które rozbiło się jeszcze mniejsze, jako, że chłopcy
byli duzi – każdy po 190 cm
liczył sobie. Oleńka miała swój ideał urody męskiej.
- Wysoki brunet – mówiła – o niebieskich oczach, starszy ode mnie. Sporo.
I z takimi zaczęła się spotykać. Coś w tym było. Kolorystyka jak u ojca. Ale wiek już nie ten. Na pewno nie równolatek. Zatem muszkieterowie nie mieli szans. Dwóch z nich to dzisiaj znani prawnicy. Dosyć szybko rozczarowała się do tych wymarzonych, wysokich, niebieskookich, starszych od niej pięknisiów. Poszła do pracy i tam poznała Marka. Ale o tym niech sama napisze kiedyś. Dla ciebie, Kremówko moja kochana.
- Wysoki brunet – mówiła – o niebieskich oczach, starszy ode mnie. Sporo.
I z takimi zaczęła się spotykać. Coś w tym było. Kolorystyka jak u ojca. Ale wiek już nie ten. Na pewno nie równolatek. Zatem muszkieterowie nie mieli szans. Dwóch z nich to dzisiaj znani prawnicy. Dosyć szybko rozczarowała się do tych wymarzonych, wysokich, niebieskookich, starszych od niej pięknisiów. Poszła do pracy i tam poznała Marka. Ale o tym niech sama napisze kiedyś. Dla ciebie, Kremówko moja kochana.
grudzień, 2010
Młoda
stanowczo zakazała zwracania się do niej per Pucułka. A ponieważ miała kremową
cerę – nie białą i nie śniadą, lecz taką pośrednią, złocistą - orzechowe oczy z
ciemnymi rzęsami i blond włosy, Ola nazwała ją Kremówką. Ech, dorastanie.
W sprawie picia alkoholu, lekcji udzielił jej Yeti. Jeszcze podczas wyjazdów na Mazury, jako szesnastolatka mogła pod jego czujnym okiem i z jego butelki upić trochę piwa. Ale to wszystko. Jednak w momencie, gdy przyniosła do domu dowód osobisty i zaczęła uczestniczyć w imprezach, Yeti udzielił jej wskazówek.
- Pamiętaj, córcia – powiedział rzeczowo – nie mieszaj gatunków i nie pij
równocześnie piwa. Albo to, albo to. Piwo to utrwalacz. Zapewniam cię, dziecko,
skutki mogą być koszmarne.
- Jakie skutki? – zainteresowało się żywo nasze dziecko.
- Modły sedesowe – obrazowo wytłumaczył ojciec.
No i trzymała się tych rad. Tylko raz – zapominając o przestrodze ojca, przekonała się o koszmarze rzeczonych modłów.
- Jakie skutki? – zainteresowało się żywo nasze dziecko.
- Modły sedesowe – obrazowo wytłumaczył ojciec.
No i trzymała się tych rad. Tylko raz – zapominając o przestrodze ojca, przekonała się o koszmarze rzeczonych modłów.
Ja miałam jedno wymaganie. Dopóki będzie z nami
mieszkała, musimy wiedzieć gdzie idzie i o której wróci. Gdyby tak wyszło, że
zostanie dłużej, prosimy o telefon. Tego też przestrzegała. Nasza kotka Beza
pierwsza oznajmiałam nam, że Ola wraca. Zazwyczaj obydwoje, częściej Yeti
czekał na powrót córy marnotrawnej.
grudzień, 2010
Kurcze, ojcowie tak mają. Mój, na przykład,
czuwał przy kuchennym oknie, zgasiwszy uprzednio światło. Chłopak odprowadzał
mnie pod dom, chcieliśmy się pocałować na pożegnanie, a tu …”niespodziewnka”. Tatuś
bębnił w szybę donośnie. Cud, że szyby nie stłukł. Pożegnalny pocałunek
załatwialiśmy zatem wcześniej, z dala od tego okna.
Wracam do Bezy. Spała sobie
spokojnie i raptem podnosiła łepek, czujnie stawiała uszka i… biegła do drzwi,
pomiaukując donośnie. Sygnał, że Ola zbliża się do bloku. Chwilę potem słychać
było szum jadącej windy i szczęk klucza w drzwiach. Mądre te zwierzaki.
-
Zobaczysz – powiedziała kiedyś moja znajoma – nie śmiałabym się, gdyby
wyszła za mąż za blondyna o ciemnych
oczach, nie tak wysokiego jak tamci i równolatka.
No i wywróżyła. Marek to, wypisz-wymaluj, chłopak z opisu mojej znajomej.
Oleńka jest jedynym, co mi się w życiu udało. Takie
dobre dziecko. Może nieskore do zwierzeń, ale wrażliwe i opiekuńcze.
Kochające.
Kochające.
grudzień, 2010
Rozpisałam
się o mojej córci. A o czym to ja właściwie chciałam napisać? Zaraz sprawdzę.
Powrót z Puław.
Copyright Ewa Malarska
(photos - www.pinterest.com)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz