Translate

niedziela, 18 maja 2014

KADRY WSPOMNIEŃ (5) - Przyjaciele



















LUCYNKA i STASZEK
Mieliśmy grono przyjaciół. Cztery pary. Najpierw spotykaliśmy się całą gromadą. Wycieczki za miasto. Prywatki. Teraz mówi się imprezy. A może domówki? Chyba, bo do końca nie jestem pewna. Naturalną koleją rzeczy były śluby, potem dzieci Dorastaliśmy. 

Dwie pary rozpadły się. Staszek i Lucyna już dawno temu. Jak on śmiesznie na nią mówił – major Lulek. I jak bardzo byli zakochani. Ona drobniutka blondyneczka. On wysoki, dobrze zbudowany brunet o zielonych oczach. Bardzo przystojny. Pod malutkim pantofelkiem swojej żony, czyli majora Lulka. Dwójka udanych dzieci. Tylko, że Lucyna coraz mniej o siebie dbała. Sama szyła sobie kiecki, dziergała na drutach, podejrzewałam, że sama stylizowała uczesania i ścinała włosy. W ramach oszczędności. Trzymała kasę, a kart bankomatowych nie było wtedy. 

Pamiętam taką scenkę sprzed lat. W holu kina Bajka czekaliśmy na rozpoczęcie seansu. Adaś poszedł do bufetu po colę.

-  Lulek – Staszek prosząco przymilał się do żony – pić mi się chce, daj na colę…

-  Staszku – surowo upomniała go żona – w domu mamy kompot.

I Staszek musiał obejść się smakiem… na kompot.


Staszek był jej przeciwieństwem. Miał apetyt na życie. Ogromne poczucie humoru. Dusza towarzystwa. Pięknie grał na fortepianie. I chyba na gitarze. Skomponował dla niej nawet jakiś utwór. O, matko kochana, te nasze imprezki, gdy on grał, a ja śpiewałam! W stanie wskazującym! Bo na trzeźwo, nigdy w życiu! Mój śpiew mam na myśli. Nie jego granie. Wciąż rozkręcał jakieś biznesy. Wyjeżdżał zagranicę. Tyle, że na ogół jego biznesy kończyły się fiaskiem. 

No i chyba nie dopasowali się też w innej, podstawowej dziedzinie.

-  Opowiem wam – raz wyrwało mu się – jak moja żona spędza wieczory. Mała śpi. Ja już w łóżku, palcami bębnię po kołdrze, patrzę na nią wyczekująco, a ona dzierga, albo usypia przed telewizorem. No to podstępem ją zwabiam. Zamykam oczy i zaczynam pochrapywać. Lulek po cichuteńku skrada się do łóżka i jak ta myszka maleńka wsuwa się pod kołderkę, a tu niespodzianka! My obaj już w pełnej gotowości!


Taaa… daje do myślenia. Szczególnie, że Lulek zaczął brać kurs na Kościółkowo. Zdewociała ociupinkę. Tak wybrała. Dla każdego szczęście oznacza co innego.

Po tych podstępach Staszkowych na świecie pojawił się synek.

-  Jaki śliczny – zachwycałyśmy się z Justyną – cały ojciec…

-  Naprawdę – dopytywał się z kpiarskim uśmiechem Staszek – znacie go? Bo ja go szukam.


Po którymś nieudanym biznesie, rozstali się. On zostawił jej mieszkanie, płacił alimenty na synka, bo córka była już samodzielna, o ile dobrze pamiętam. Oficjalnie rozwodu nie wzięli. To było wbrew zasadom Lucynki, tej nowej, kościołkowej. 

Utrzymują do dzisiaj poprawne stosunki. Mają czworo wnucząt.


Copyright Ewa Malarska



Roman Kirilenko - LIST DO PRZYJACIELA I
(photo - www.touchofart.eu)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz