To był piękny sierpniowy dzień. Niedziela
spędzona w domu Oleńki i Marka. W podwarszawskim Zalesiu. Biały dom w ogrodzie
pełnym krzewów, drzew i kwiatów. Zacieniony taras. Piękna pogoda. Uśmiechy i
uprzejmości wymieniane przez płot z sąsiadami. Podróż w obydwie strony
zapewniał, jak zwykle, Yeti.
Otworzyła zamknięte szczelnie okna,
drzwi na balkon. Powiew świeżego powietrza z nad Wisły wypełnił mieszkanie.
Plamka ocierając się o nogi, miauczała radośnie. Gipsowe anioły uśmiechały się
na powitanie. Wahadło starego zegara odmierzało czas. Tik-tak. Tik-tak. Podlała
kwiaty. Zmieniła wodę w wazonie z dzwoneczkami. Mama nazywała je kampanule - pomyślała - jeszcze tylko
prysznic i poczytam sobie trochę.
Aha, ten nowy krem, kupiony wczoraj według zaleceń kosmetyczki Joli. Otworzyła słoiczek i poczuła znajomą woń. Co tak pachniało? Jakieś odległe wspomnienie. Och ty sklerozo! SKS dopada, kobieto! Przecież tak pachniała mama. To jej zapach! Szeroką falą wspomnień powróciło dzieciństwo, dorastanie, młodość. Jej życie.
Aha, ten nowy krem, kupiony wczoraj według zaleceń kosmetyczki Joli. Otworzyła słoiczek i poczuła znajomą woń. Co tak pachniało? Jakieś odległe wspomnienie. Och ty sklerozo! SKS dopada, kobieto! Przecież tak pachniała mama. To jej zapach! Szeroką falą wspomnień powróciło dzieciństwo, dorastanie, młodość. Jej życie.
Postanowiła w tej chwili, że spisze wspomnienia.
O babci Ewie. Mamie Katarzynie. I o
sobie.
Dla dwóch najważniejszych osób na
świecie. Dla Oleńki i Olgi-nie-Oleńki.
Trochę te historie są do siebie
podobne. Coś jest w tym, że często córki powielają życie swoich matek…
cdn
Copyright Ewa Malarska
(photo - old.amur.info)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz