Translate

czwartek, 1 maja 2014

TO (15 ) - w autobusie







Starsza pani nie mogła oderwać wzroku od siedzącego naprzeciwko niej chłopaka.  
Na pewno, pomyślała,  nie można powiedzieć o nim, że jest nijaki.  Mocno zarysowany podbródek. Zarys pełnych ust. Burza ciemnoblond włosów. A oczy! Uff! Duże, głęboko osadzone pod wyraźnymi brwiami i ten kolor - ni to granatowy, ni niebieski, jak farbka do płukania bielizny.  Nie! Jak dżinsy mojego wnusia. Indygo! I po co mu takie rzęsy? Facet nie powinien mieć takich rzęs! Ile może mieć lat? Szesnaście? Siedemnaście? Wyrośnie na przystojnego mężczyznę. Chyba wysoki, bo długie ma te nożyska.  Szczuplutki. Ech, biedne te dziewczyny.


O tej porze autobus nie był przepełniony. Zaledwie kilku pasażerów. Torba z książkami leżała obok na siedzeniu. Zamyślony, patrzył przez okno. Nagle twarz mu stężała. Podążyła za jego wzrokiem, zastanawiając się, co mogło spowodować tę zmianę. Autobus zatrzymał się na przystanku przy budynku o wielu oknach. Napis na tablicy - Szkoła Podstawowa. Nie dostrzegła numeru. Autobus ruszył.

Na widok starej budy poczuł wbijające się w ciało lodowate igiełki. Jak to dobrze, ze nie wrócą tamte lata - pomyślał.



 *


Zniknęło uczesanie na pazia. Daleką przeszłością były rajtuzy, jak i odprowadzanie do szkoły przez mamę. A jednak nadal szedł za nim cień odrzucenia.
- Taka piękna pogoda -  wychowawczyni zajrzała do klasy - wyjdź przed szkołę, pobiegaj, przecież jest duża przerwa.
Co miał jej powiedzieć? Wiedział, co go czeka. Jednak posłuchał. Usiadł na trawie, opierając się plecami o szorstki pień starego dębu. Chłopcy biegali, pokrzykiwali. Dziewczyny piszczały lub spacerowały parami, objęte wpół. Coś sobie szeptały. Przechodząc w pobliżu jego kryjówki, rzucały zalotne spojrzenia. Uśmiechały się. Odkąd sięgał pamięcią, zawsze tak było. Nawet w przedszkolu.
-  O, zobaczcie - zawołał chłopak z jego klasy - kto to przyszedł! Wyłaź stamtąd! Co, może myślisz, ze jesteś lepszy od nas?!
-  A może on chce - otoczyli go kołem - bawić się z dziewczynami? Łap go! Dawaj tutaj do dziewczyn!
Szarpanie za bluzę, włosy, poszturchiwanie. Bolesne kopniaki, niby przez nieuwagę. Zasłaniał się rękami. Bronił, jak mógł. Dzwonek, koniec przerwy. Zajął swoje miejsce. Z trudem powstrzymywał łzy. 




Tego dnia po lekcjach pojechał do Bursztynki. Była w ogrodzie. Obejmowała pień brzozy. Nie odwróciła się. Po prostu wyciągnęła do niego rękę.
-  Już dobrze - szepnęła - nic nie mów, wiem, cicho... ciii...
Objął ją. Delikatnie przytulił. Zarzuciła mu ręce na szyję. Pod bluzeczką nieśmiałe okrągłości. Przeszedł go dreszcz. Jak zapowiedź czegoś nowego, nieznanego. Niezwykłego. Musnął ustami płatek ucha. Na chwilę znieruchomiała. Podniosła głowę. Spojrzała pytająco. Pocałował ją. Nieśmiało. Znieruchomieli i zaskoczeni tym, co się stało, odsunęli na chwilę, by znowu się objąć. 

TO miało kolor bursztynu.

Do domu niosły go skrzydła.

Nie lepiej było na lekcjach. Nauczyciele, delikatnie mówiąc, nie przepadali za nim.
Ostatnie dwa tygodnie przed zakończeniem podstawówki. Biologia. Nauczycielka o grubych, klocowatych nogach. Nazywana pieszczotliwie, przez uczniów siódmej klasy, słonicą. Otworzył książkę. Wyciągnął zeszyt. Jedyny, jaki miał. Wieloprzedmiotowy brulion do wszystkich przedmiotów. Po długich utarczkach, nauczyciele przyzwyczaili się w końcu i dali mu spokój. Słonica coś tam opowiadała o czymś. Jak zwykle nudno i bez sensu. I nagle usłyszał - drewniany domek z serduszkiem, taka ubikacja. O sławojce tak ględzi - pomyślał i wybuchnął niepowstrzymanym, donośnym śmiechem. 
-  To jest nie do zniesienia - już biegła w jego kierunku - powinno się ciebie zamknąć w szpitalu psychiatrycznym, tam jest twoje miejsce! A teraz wynoś się z klasy!
W szkolnej toalecie zmoczył chusteczkę w zimnej wodzie i przyłożył do bolącego ucha. Ulżyło. Spojrzał w lustro. Powierzchnia zafalowała nagle. I zobaczył, jak opływa go niebieska mgiełka. Nie! Dosyć tego!
Metalowy kosz do śmieci był ciężki. Na podłogę posypały się okruchy szkła.
Świadectwo ukończenia szkoły podstawowej odebrał Karol.


 *


Autobus zatrzymał się na kolejnym przystanku. Starsza pani wstała.
Młody człowieku - powiedziała cicho - ja też nie mam najlepszych wspomnień z podstawówki.
Uśmiechnęła się i wysiadła.




Copyright Ewa Malarska
(photo1 - www.kotek.pl ; photo2 - www.slodkiflirt.pl)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz